Powered By Blogger

środa, 24 września 2008

Sprawy damsko-meskie.

Jesli ktos po przeczytaniu tytulu spodziewa sie opisu moich przygod z sympatycznymi meksykanskimi chlopcami to przykro mi, ale musi sie obejsc smakiem i wlasna fantazja. Dzis wieczor przy ciasteczkach z goracych jablek mam zamiar uraczyc cie opowiastka o zyciu sercowym Mexyku, randkach i calej operacji (przekonasz sie, ze to bardzo dobrze dobrane slowo) z tym zwiazanej.
W kraju, gdzie wszechobecnie i nieodmiennie od stuleci panuje kultura machismo (macho-samiec, wystarczy?), a glowa rodziny, wprawdzie dobrze zarzadzana przez szyje, jest ojciec, dziewczyny maja po prostu przekichane. Nie wszystkie i nie wszedzie, to prawda, ale zgeneralizujmy na potrzeby notki. Tak wiec, jesli juz tatus uzna, ze mozesz wyjsc wieczorem z chlopakiem (a zaczynaja tak uznawac od hmm powiedzmy 17,18stego roku zycia pociechy), to prawie na pewno skroci twoja godzine powrotu do domu o jakies dwie lub trzy niz zwykle. I to nie chodzi o to, ze nie mozesz miec chlopaka. Ajusci, mozesz, smialo. Ale co przezyjesz, to twoje. Zazdrosc taty objawiajaca sie naburmuszeniem i raczej-wiecznym-niepozwalaniem, wczesniejsze powroty do domu itede. Znam Marie, rozweselona cheerleaderke z mojej grupy. Dziewczyna ma chlopaka od jakiegos roku, jak najbardziej rodzice wiedza, nie zabraniaja, zapraszaja jegomoscia na obiadki, ale stanowczo tupia noga na spotkania we dwoje, chocby kino czy ciacho. Skoro juz rozpisalam dlugopis przykladow, to jedziemy dalej: dziewczyny z tak zwanych dobrych, bogatych domow bawia sie wysmienicie co piatek, sobote i niedziele, rozbijaja mercedesami (tu nikt nie pyta o prawo jazdy), i co ciekawe - moga upijac sie z kolezankami w domu, ale nie moga wyjsc na chocby kolezenski spacer wieczorem. Tak, to juz bylo dla mnie dziwne, ale nalezy sie przyzwyczaic, ze masz luz, jesli tylko kochasz swojego tatusia i ladnie go udobruchasz przy byle okazji.
Byc moze cala sytuacja i sposob, w jaki to sie odbywa sie wydac nieco koszmarna. Aby lekko poprawic ten szary obrazek dodam, ze dziewczyny znajduja sposob i kredki, by swa sytuacje podkolorowac. Nalezy pamietac, ze przy swoich mezach dzielnie stoja ich zony. Wyszlo malo gornolotnie, ale zaraz to rozwine. Matki swoich dorastajacych corek dobrze rozumieja sytuacje na froncie, bo same jeszcze niedawno kombinowaly na prawo i lewo, zeby sie urwac. Z tego powodu podzial rol w rodzinie wyglada tak, ze najpierw o wszystkim dowiaduje sie mama,ktora jest zwykle najlepsza przyjaciolka corki i wie wszystko i doradza, a tatus nie dowiaduje sie o niczym lub prawie niczym, lub o lekko zmienionej prawdzie, czyli - niczym. Ja bym zwariowala, gdybym musiala tak klamac, ale w ten sposob funkcjonuje 85% kobiecej populacji mojej szkoly, a dam sobie obciac wlosy, ze i calego miasta, jak nie kraju.
Z tego miejsca, konczac, chce podziekowac mojemu wspanialemu Tatuskowi, ktory jak widac po prostu wymiata. I to w skali swiatowej. Tak wiec tato, dziekuje.

sobota, 6 września 2008

Zycie wieczorne, inny swiat...

Gdy zaczyna sie wieczor, powoli robi sie ciemniej, powoli robi sie chlodniej, aczkolwiek od scian jaskrawychbudynkow wciaz bije iceplo - wspomnienie poludniowego slonca. Jesli mamy wolny wieczor, razem z Fe, Andrea Jimena, Manu i Reciendisem wsaidamy w samochod i jedziemy za miasto, w gorskie wioski. Tam i wtedy jest calkiem inaczej, z glosnikow przez wszystie piec otwartych okien leci stary rock, The Beatles, Virus iinni, ktorych nie przytocze z nazwy. Jedziemy rozmawiajac, czesciej spiewajac, w wyjatkowych momentach milczac. Ja zwykle wystawiam glowe za okno i pozwalam, by wiatr bawil sie w fryzjera. Co jakis czas prosze, by Reciendis zwolnil, robie zdjecie i jedziemy dalej. Prawda jednak jest taka, ze wole patrzec i zapamietywac. mamy taie odludne miejsce, bajka, zielona bajka. Trzeba minac wies o zapewne jakiejs uroczej nazwie, wymalowana na elewacji baru skrzywiona Spiaa krolewne lub Kopciuszka, nie pamietam Disneya. Dalej juz z buta, pod gorke, z gorki i jeszcze raz pod gorke o czerwonej glebie i przed naszymi oczyma ukazuja sie liczne pagorki w kolorach iscie amazonskich, a miedzy kaktusami i agawami o rozlozystych, soczysto grubych lisciach przemykaja rudawobrazowe konie. Siadujemy przed jeziorkiem, gdzie mozna przy odrobinie watpliwego szczescia dojrzec weze wodne (brr...) i spedzamy czas. Gdy porzadnie zmarzniemy lub skoncza nam sie piosenki - wracamy. Druga opcja na odstresowanie ie jest mala cantana, czyli knajpka w gorach, w calkiem innej wiosce. O jej istnieniu wie niewielu, a prowadzi do niej tylko mala, recznie robiona tabliczka. Aby dostac sie do srodka, trzeba sie troszke wspiac na schodki. Wewnatrz sciany zaklejone reklaami piwa z calego swiata, wizerunkami gwiazd rocka i rewolucjonistow (ktorzy maja tutaj status gwiazdy rocka), a lodowki owiniete sa w wielkobrytanskie flagi. Podstarzaly barman i wlasciciel w jednej osobie jest sympatyczny i dla señority z Polski podaje przekaski wyjatkowo bez chile. Tlumu nie ma. Na 5 osob w barze, z naszej bandy bylo... 5. Leca stare przeboje, tanczymy. Aby wejsc do toalety, musze sie sporo naschylac (uchodze za wysoka), a drzwi sie nie zamykaja, co mocno nikomu nie przeszkadza. Po partyjkach w oslawione w tych rejonach dominy i kosci wracamy do domu, w ja nigdy nie mam problemow ze snem.

Spolecznosc szkolna.

Liczna, raczej niekolorowa, tylko co jakis czas po kamiennych placach przemykaja blond niemki, Tajka lub ja. Wylawiane z tlumu nie jedynie ze wzgledu na swoja bijaca po oczach bialosc, lecz tez na ubranie. I nie mam tu na mysli roznicy w projektanctwie. Po prostu prawie wszyscy chodza do szkoly w dresach, wprawdzie dziewczyny z pelnym makijazem i spsikanymi lakierem wlosami (co daje w moim odczucie brzydki efekt wiecznie mokrej glowy), ale wciaz to dres. W grupie mam dwoch elegancikow, smieszni sa, lubie ich. Oscar i Raul zauwazaja wszystkie moje dziwoty, sa strasznie ciekawi swiata i innych kultur. Chwala duzo rzeczy, tak jak reszta, dziwi ich dosyc staranne ubranie i o dziwo - zadbane dlonie. Tym oto prostym sposobem meksykanie potrafia oslodzic Ci dzien i zapewniam, ze kobieta czuje sie tu zauwazona i doceniona. Nie to, zeby mi w Polsce czegos brakowalo, po prostu dobrze sie czuje miedzy ludzmi. Zazwyczaj. A jesli zaczac temat chwil nie-zazwyczaj, to samotnosc mi sluzy. Szkola jest machina do poznawania ludzi, szczegolnie jesli ich nie unikasz. Wyszlo malo inteligentnie, wiec pociagne ten watek. La Salle [czyt. la saje] zbiorowiskiem grup, podzielonych w zaleznosci od : statusu majatkowospolecznego, uprawianego sportu lub upodoban do odludztwa. Na poczatku jestem przygarnieta do grypu panienek z dobrych domow, ktora sa dla mnie sympatyczne, ale nie dla wszystkich niestety. Cale szczescie nie mam etykietki tych kolezanek, bo trzymam ze wszystkimi, co mi podejda. Przyjemne to i korzystne. Ludzie ogolnie raczej nie sa niesmiali, bardziej sadza, ze nie mowie w ich jezyku i daltego tylko najodwazniejsi podchodza, by sie zapoznac.
Zajecia sportowe sa jednymi z najbardziej oczekiwanych rzeczy w tygodniu. Silerka jak to silerka, bez rewelacji, ale zumba...bomba! Moge wytanczyc, wypocic wszystkie swoje negatywne emocje, pracuje duzo, wkadam w to duzo sily, bo poamga mi to nie myslec. Podobno idzie mi niezle. Wywijanie do rytmu salsy jest nie lada wyzwaniem, ale nie tak jak wytrzymanie na lekcjach. Ciezko jest patrzec, jak ludzie, ktorzy za 1,5 roku maja ambicje pojsc na medycyne ucza sie podpisywac komorke zwierzeca lub na geografii poznaja pojecie poludnika. Chyba sie juz przyzwyczajam, ze ludzie nie czytaja, raczej nie wiedza, co sie dzieje na swiecie (choc kwestie holocaustu znaja dosc dobrze), a we wszystkich pokojach niezbedne sa telewizory.
I wiecie co? Mimo calej 'ciemnoty' (bo nie znajde innego slowa), lubie tu byc. I dobrze sie mam, i ludzie sie do mnie ciesza, a to wszystko usytuowane w dolinie gor sprawia, ze przesadnie nie tesknie.