Powered By Blogger

sobota, 6 września 2008

Spolecznosc szkolna.

Liczna, raczej niekolorowa, tylko co jakis czas po kamiennych placach przemykaja blond niemki, Tajka lub ja. Wylawiane z tlumu nie jedynie ze wzgledu na swoja bijaca po oczach bialosc, lecz tez na ubranie. I nie mam tu na mysli roznicy w projektanctwie. Po prostu prawie wszyscy chodza do szkoly w dresach, wprawdzie dziewczyny z pelnym makijazem i spsikanymi lakierem wlosami (co daje w moim odczucie brzydki efekt wiecznie mokrej glowy), ale wciaz to dres. W grupie mam dwoch elegancikow, smieszni sa, lubie ich. Oscar i Raul zauwazaja wszystkie moje dziwoty, sa strasznie ciekawi swiata i innych kultur. Chwala duzo rzeczy, tak jak reszta, dziwi ich dosyc staranne ubranie i o dziwo - zadbane dlonie. Tym oto prostym sposobem meksykanie potrafia oslodzic Ci dzien i zapewniam, ze kobieta czuje sie tu zauwazona i doceniona. Nie to, zeby mi w Polsce czegos brakowalo, po prostu dobrze sie czuje miedzy ludzmi. Zazwyczaj. A jesli zaczac temat chwil nie-zazwyczaj, to samotnosc mi sluzy. Szkola jest machina do poznawania ludzi, szczegolnie jesli ich nie unikasz. Wyszlo malo inteligentnie, wiec pociagne ten watek. La Salle [czyt. la saje] zbiorowiskiem grup, podzielonych w zaleznosci od : statusu majatkowospolecznego, uprawianego sportu lub upodoban do odludztwa. Na poczatku jestem przygarnieta do grypu panienek z dobrych domow, ktora sa dla mnie sympatyczne, ale nie dla wszystkich niestety. Cale szczescie nie mam etykietki tych kolezanek, bo trzymam ze wszystkimi, co mi podejda. Przyjemne to i korzystne. Ludzie ogolnie raczej nie sa niesmiali, bardziej sadza, ze nie mowie w ich jezyku i daltego tylko najodwazniejsi podchodza, by sie zapoznac.
Zajecia sportowe sa jednymi z najbardziej oczekiwanych rzeczy w tygodniu. Silerka jak to silerka, bez rewelacji, ale zumba...bomba! Moge wytanczyc, wypocic wszystkie swoje negatywne emocje, pracuje duzo, wkadam w to duzo sily, bo poamga mi to nie myslec. Podobno idzie mi niezle. Wywijanie do rytmu salsy jest nie lada wyzwaniem, ale nie tak jak wytrzymanie na lekcjach. Ciezko jest patrzec, jak ludzie, ktorzy za 1,5 roku maja ambicje pojsc na medycyne ucza sie podpisywac komorke zwierzeca lub na geografii poznaja pojecie poludnika. Chyba sie juz przyzwyczajam, ze ludzie nie czytaja, raczej nie wiedza, co sie dzieje na swiecie (choc kwestie holocaustu znaja dosc dobrze), a we wszystkich pokojach niezbedne sa telewizory.
I wiecie co? Mimo calej 'ciemnoty' (bo nie znajde innego slowa), lubie tu byc. I dobrze sie mam, i ludzie sie do mnie ciesza, a to wszystko usytuowane w dolinie gor sprawia, ze przesadnie nie tesknie.

Brak komentarzy: