Powered By Blogger

sobota, 23 sierpnia 2008

! Hanka wellcome Home!

Taki wlasnie napis czekal na mnie gdy przylecialam do Mexico City. Nie obylo sie bez paru przygod. We Frankfucie na lotnisku przemily pan policjant nie chcial mnie wpuscic do gate'ow, bo chcial jakis dokument od rodzicow, pozwolenie na samodzielna podroz dziecka czy cos. Nie mialam niczego takiego, wiec zaczelam udawac,ze mam i szukalam z podrecznym. No i zasypalam go papierami z Rotary, cos tam sobie poogladal i mnie puscil z usmiechem. Coz, co sie najadlam stresu,to moje. Dalej, nadal w Niemczech siedzialam pod moja bramka i w ostatniej chwili uswiadomilam sobie,ze odprawa juz dawno sie zaczela, ale przy bramce obok. Nie wiem dlaczego po dzis dzien. Dalej poszlo gladko, jedynie stewardesy w latawcu denerwowaly sie na mnie, bo mieszalam  angielski z hiszpanskim i nie wiedzialy,jak do mnie mowic. 
Ladowanie w Ciudad de Mexico to cos, czego nie zapomne do konca zycia. Zwyczajnie sie wzruszylam, takie piekne gory. Ale zaraz piekne widoki zamienilam na odprawe migracyjna, ktora trwala bez mala 3 godziny w tloku, ale przynajmniej sprawnie. Na koniec, by podkolorowac moj i tak kolorowy lot, urzednik robil sobie ze mnie zarty, np. kazal mi przykladac kazdego palca do jakiegos czytnika ;) 

Wydostanie sie ze stolicy, to juz calkiem inna sprawa. Po dluzszym czasie podsypiania na tylnim siedzeniu, kupilismy wode od czlowieka ktory stoi miedzy samochodami podczas korka. Jest ich mnoswto i sprzedaja doslownie wszystko, lacznie z gotowanymi jajkami i modelami samolotow. W domu zjadlam bardzo dobrego tosta z tunczykiem, umylam sie, zadzwonilam do rodzicow, puscilam maile i o. Ogladalam sobie zdjecia do poduszki i tak zasnelam. A lozeczko bylo baardzo wygodne. Wogle caly moj pokoj jest piekny. Juz sie wypakowalam i tak lekko zadomowilam ;) 

Dzis bylo spotkanie wymiencow, wiec musialam wczesnie wstac, umyc wlosy, zabrac pare rzeczy i pojechac. No i pojechali my i bylo przepysznie, tyle ludzi, moja marynareczka zapelnila sie pinami, a kieszenie - wizytowkami. Rozbawilam publicznosc przy wystapieniu moim i Kacpra jako wymiencow z Polski ;)  Byly tez dobre rady i ostrzezenia, a na koniec kilka tortow i spiewajacy mariacih, bo pare osob mialo urodziny. Poznalam Erica, kumpla mojego Rodriga, ktory tez dzisiaj leci do Lublina. Przemily chlopak! 

Za chwilke jedziemy na campo, czyli wioske Totocostam, zeby zjesc obiadokolacje z calym klanem. 

W tym momencie pragne przeprosic za pisownie, ale ta klawiatura jest niemozliwa. 

1 komentarz:

RUDA pisze...

Hanusu, powodzenia w zdobywaniu Meksyku. MAMA